Aleksander Jełowicki

Z Wikicytatów, wolnej kolekcji cytatów
Aleksander Jełowicki (1873)

Aleksander Jełowicki (1804–1877) – polski pisarz, poeta, tłumacz, wydawca, podróżnik, powstaniec listopadowy, poseł na Sejm w 1821, członek zakonu zmartwychwstańców.

Moje wspomnienia (1893)[edytuj]

  • Nazajutrz nocnym powozem wybiegłem do Birmingamu [Birmingham]. I patrzę, i widzę z daleka tysiące ogniów, co jak gdyby wulkany spod ziemi biją żywym płomieniem, rzucają dymem, przy każdym takim wulkanie niby mogiły wyrzuconej lawy, a cała tam ziemia w popiół obrócona, i ani tam trawa zazielenieje, ani woda zabłyszczy, czasem mignie czarna postać ludzka i zniknie; nie słychać tam głosu stworzenia ani głosu szumiącego drzewa, ani głosu szemrzącej wody, a tylko jakieś podziemne wycie: zdaje się, że to kraina piekieł. A to po prostu tysiące kopalni, przy których tysiące machin parowych dobywa węgiel i żelazo, z którego po całej Anglii i zaraz w Birmingamie wyrabiają wszelką broń, nożyczki, igły i brzytwy.
    • Źródło: Tomasz Małkowski, Jacek Rześniowiecki, Historia III. Podręcznik do klasy III gimnazjum, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe, Gdańsk 2012, ISBN 978-83-7420-253-4, s. 122.
  • Z Liwerpolu [Liverpoolu] jechałem do Manczestru [Manchesteru] drogą żelazną. Wygodna to rzecz dla podróżnych te drogi żelazne, ale niewygodna dla mieszkańców okolic, przez które te drogi przechodzą; bo drogi żelazne, przecinają pola, psują gospodarstwo, a dym wozów parowych odbiera żyzność przyległym polom i łąkom; drogi żelazne i tę jeszcze mają niedogodność, że wiele kosztują, i nieprędko na nie wszystkie kraje i okolice zdobyć by się mogły.
    • Źródło: Tomasz Małkowski, Jacek Rześniowiecki, Historia III. Podręcznik do klasy III gimnazjum, Gdańskie Wydawnictwo Oświatowe, Gdańsk 2012, ISBN 978-83-7420-253-4, s. 120.

Inne[edytuj]

  • „Czy wierzysz?”, zapytałem. Odpowiedział: „Wierzę.” „Jak cię matka nauczyła?” Odpowiedział: „Jak mię nauczyła matka!” I wpatrując się w Pana Jezusa ukrzyżowanego, w potoku łez swoich odbył spowiedź świętą. I tuż przyjął Wiatyk i Ostatnie Pomazanie, o które sam prosił. Po chwili kazał dać zakrystianowi dwadzieścia razy tyle, co zwykle się daje, a ja rzekłem: „To za wiele.” „Nie za wiele – odpowiedział – bo to, com przyjął, jest nad wszelką cenę.” I od tej chwili przemieniony łaską Bożą, owszem, samym Bogiem, stał się jakoby innym człowiekiem, rzekłbym, że już świętym.
  • Więc ze zdwojoną troską szedłem do Chopina. Zastałem go u śniadania, do którego gdy mię prosił, ja rzekłem: „Przyjacielu mój kochany, dziś są imieniny mego brata Edwarda.” Chopin westchnął, a ja mówiłem tak dalej: „W dzień mego brata daj mi wiązanie.” „Dam ci, co zechesz”, odpowiedział Chopin, a ja odrzekłem: „Daj mi duszę twoją!” „Rozumiem cię, weź ją!”, odpowiedział Chopin i usiadł na łóżku. Wtedy radość niewymowna, ale oraz i trwoga ogarnęły mię. Jakżeż wziąć tę miłą duszę, by ją oddać Bogu? Padłem na kolana, a w sercu moim zawołałem do Pana: „Bierz ją sam!” I podałem Chopinowi Pana Jezusa ukrzyżowanego, składając Go w milczeniu na jego dwie ręce. I z obu oczu trysnęły mu łzy.
  • W końcu on, co zawsze był wykwintnym w mowie, chcąc mi wyrazić całą wdzięczność swoją, a oraz i nieszczęście tych, co bez Sakramentów umierają, nie wahał się powiedzieć: „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł – jak świnia!”
    W samym skonaniu jeszcze raz powtórzył Najsłodsze Imiona: Jezus, Maria, Józef, przycisnął krzyż do ust i do serca swego i ostatnim tchnieniem wymówił te słowa: „Jestem już u źródła szczęścia!...”
    I skonał.
    Tak umarł Chopin! Módlcie się za nim, ażeby żył wiecznie.